czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 6

Czekałem by dostać cios od swojego brata, ale nic takiego się nie zdarzyło. Uchyliłem powiekę i zobaczyłem go stojącego przede mną, szczerzącego się jak idiotę. Uderzyłem go, czy mi się tylko zdawało? Emily miała strach w oczach. Tak cholernie się teraz bała patrząc to na mnie, to na Louis'ego. Czyli go uderzyłem.
- Następnym razem nie będę taki łaskawy. - wysyczał mi do ucha i odsunął mnie by mieć dostęp do Em. Złapałem go za ramię i odwróciłem w moją stronę.
- Sorry stary, ale tym razem to moja dziwka. - powiedziałem tym samym tonem do niego i złapałem dziewczynę w talii, zacząłem wyprowadzać ją z klubu. Wyrywała się lekko, co mnie irytowało. Czy ona może przestać się ruszać?
- Uspokój się, potem Ci wszystko powiem. - Mocniej ścisnąłem swoją rękę na co zapiszczała. Wyszliśmy z klubu i zmiana temperatury uderzyła w nas niemal od razu.
- Możesz mi powiedzieć co to do cholery miało być? - Krzyknęła i uderzyła mnie z całą siłą w policzek.
- Kurwa. - złapałem się za piekące miejsce. - Hej księżniczko, też bym tak dziękował osobie, która przed chwilą uratowała mnie przed, jak sądzę, stratą dziewictwa. - Powiedziałem sarkastycznie po czym obleciałem ją wzrokiem. Była bardzo seksowna, ale niewinna. Nie dałaby się pierwszemu lepszemu kolesiowi, pewnie nie wiedziała co mój brat ma zamiar z nią naprawdę zrobić.
EMILY'S POV
Co on powiedział? Stratą dziewictwa? Co go to interesuje?
- Nie wiem czy powinnam mówić ludziom o moim dziewictwie, zwłaszcza że 30 minut wcześniej widziałam Cię uprawiającego seks z jakąś przypadkową dziewczyną, a teraz dobierasz się do mnie! - Warknęłam mu w twarz. Co on sobie myślał? Ugh, znam go niecałą godzinę, ale już nie lubię.
- To, że Ci pomagam nie znaczy że się do ciebie dobieram! - Kolego, to że ja na ciebie krzyczę nie znaczy że ty również możesz. Nawet nie zorientowałam się kiedy jego ręka zaczęła ciągnąć mnie na tyły budynku. Szliśmy na parking.
- Puść mnie idioto! - zaczęłam wyrywać mu się. Gdy to nie wystarczało krzyknęłam ile miałam sił w płucach, a nie miałam ich dużo, ponieważ było mi cholernie zimno. Sekundę później zostałam przygnieciona do ściany klubu.
- Jeszcze raz, a nie będę taki miły. - Usłyszałam w jego głosie nutkę troskliwości, ale to nie mogło być to. Szłam za nim spokojnie, zaprowadził mnie do czarnego wysokiego samochodu, wpuścił do środka. Rozejrzałam się wokół. Auto jak auto, szara tapicerka, małe białe światełka oświetlały wnętrze. Odwróciłam głowę i już miałam usiąść, gdy przed moją twarzą pojawiła się jego. Dzieliły nas może milimetry. Czułam jego zimny oddech na skórze, a zielone oczy odbijały się w światłach samochodu. Denerwował mnie, ale to nie zmieniało faktu, że był piękny. Po kilku chwilach patrzenia sobie prosto w oczy odsunął się ode mnie i odpalił silnik. Odjechał z piskiem opon. Ocknęłam się parę sekund później, gdy mruknął do mnie bym zapięła pasy. Przejeżdżając obok wejścia do klubu zobaczyliśmy Louis'ego palącego papierosa. Harry zaklnął pod nosem i nacisnął pedał gazu. Siedziałam cicho przez cały czas. Właściwie powinnam się odezwać. Oczywiście, że powinnam się odezwać, w końcu jakiś nieznajomy, mega seksowny facet zabiera mnie... właśnie, dokąd?
- Gdzie jedziemy? - Spytałam odwracając głowę w jego stronę.
- Do mnie. - Odpowiedział wciąż patrząc na drogę. Nie będę jechać do jego domu.
- Zawieź mnie do mojego hotelu. Proszę... - Tak naprawdę bardziej zapytałam, cała moja odwaga zniknęła wraz z tym kiedy wyszliśmy z klubu.
- Hotelu? - pierwszy raz od wyjazdu spojrzał na mnie. - Nie ma mowy, jedziemy do nas.
- Co dziwnego jest w tym, że mieszkam w hotelu? - spojrzałam na niego jak na idiotę. - I jak to do NAS?
- Uhm... - zawahał się i przez dobre dwie minuty nie odzywał. - Louis jest moim bratem. Mieszkamy w jednym domu. - Moje serce zamarło. Czyli będę w domu razem z dwoma zboczeńcami, porywaczami czy jakkolwiek można ich nazwać? Jakoś ta opcja nie przypadła mi do gustu.
- Nigdzie nie idę.
- Za późno słoneczko. - mrugnął do mnie, po 30 minutach zaparkował przy dość dużym domu. Ładnie się prezentował, nie wyglądał na typowo angielski dom, bardziej taki jakie są w Miami.
Harry wypuścił mnie z samochodu i otworzył drzwi do swojego, muszę przyznać, pięknego domu.
- Tu możesz powiesić płaszcz, załóż jakieś buty. A i, - przerwał podchodząc do drzwi oraz zamknął jej na klucz. - nie próbuj uciekać. - mrugnął do mnie. Nawet nie mam zamiaru, nie wiem gdzie jestem, nie znam tego miejsca.
Poszłam za Harrym, nie wiedząc dokładnie co robić. Gdy szukałam go po pokojach poczułam czyjś oddech na mojej szyi i ręce na talii. W pewnym sensie cieszyłam się, że nie jestem już sama, ale za to nie chciałam przebywać w jego towarzystwie. Nie znam go.
- Znalazłem Cię. - zaśmiał się czyjś głos. I na pewno nie należał on do Harry'ego...

3 komentarze: