środa, 6 listopada 2013

Rozdział 3

Co prawda do wieczoru zostało jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam wyjść na świeże powietrze. Starałam się nie myśleć o martwych przyjaciołach. Za każdym razem wywoływało to u mnie płacz. Nie chciałam tego, czułam jakby w moje serce ktoś wbił nóż i zamiast go zaraz wyciągnąć zostawił tam, bym cierpiała jeszcze bardziej. Zeszłam na dół, ze względu na pogodę założyłam czarne trampki za kostkę. Miałam na sobie krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka. Nie mówiłam rodzicom, że wychodzę. Nie interesowało to ich, myśleli że będę szczęśliwa dając mi jakieś głupie zabawki za kilkaset pieniędzy. Na początku mi to pasowało, ale potem stałam się człowiekiem bez uczuć, nie dawali mi miłości, znienawidziłam ich. Poznałam moich przyjaciół i oni pozwolili mi się opanować, mogę powiedzieć, że to oni mnie wychowywali, nie rodzice. Dlatego są dla mnie tak ważni. Jest jeszcze jeden powód dla którego wciągnęłam się w narkotyki. Nikt o tym nie wie, tylko rodzice, nikt spoza naszej trójki. Wiele razy chciałam powiedzieć o tym innym, ale za każdym razem gryzłam się w język. To dziwna sytuacja dla mnie. Szłam tak chodnikiem rozmyślając, co teraz ze mną będzie. Będę musiała złapać najtańszy samolot, by nie wydawać zbyt dużo pieniędzy. Znając siebie w tym momencie szykowałabym się na imprezę, ale nie tym razem. Teraz będę chciała zrobić wszystko by się stąd wydostać. Doszłam do parku i złapałam pierwszą wolną ławkę. Rozejrzałam się dookoła. Dziewczyny jeździły w strojach kąpielowych na wrotkach, co chwila przechodziła jakaś para, lub grupka przyjaciół. Szła też pewna starsza kobieta, której wyrwano torebkę i zaczęto się z niej przedrzeźniać. Nikt nic nie zrobił. Tutaj nie zwracasz uwagi na drugą osobę. Od tego jest policja, nie my. Ja również, siedziałam i patrzyłam. Rozpięli jej torebkę, wyrzucili zawartość i rzucili torebkę parę metrów dalej. Widać, że gówniarze. Jakoś się zebrała i poszła dalej. Hmm, to jest pewne nawiązanie. Cóż, dochodziła 17, mogłabym już wracać.. Mój tata zaraz jedzie do pracy, mam pół godziny od domu, więc go już nie będzie.
   Tak jak przewidziałam w salonie siedziała jedynie mama oglądając jakieś idiotyczne seriale, które tak bardzo uwielbiała. Weszłam po schodach do mojego pokoju, włączyłam laptopa i zaczęłam szukać jakiś tanich lotów na dziś. Musi mi się udać, po prostu musi. Znalazłam coś, nie kosztowało zbyt wiele więc zarezerwowałam to i mogłam zapłacić oraz odebrać bilet na miejscu. Przez ten czas sprawdziłam czy aby na pewno mam wszystko w walizce i wzięłam dość długą kąpiel, by się odprężyć. Ubrałam białe spodnie do kostek i czarną bluzkę z fioletowymi napisami oraz spięłam włosy w kucyka. Jestem gotowa, teraz tylko poczekać aż zaśnie. Była 20.56. Mama zazwyczaj chodzi spać koło 22, więc miałam jeszcze trochę czasu. Naładowałam telefon i laptopa, umalowałam się, by wyglądać jak człowiek no i zeszłam na dół by zrobić sobie kolację, od razu sprawdzając czy moja kochana mamusia jeszcze siedzi na dole. Spotkałam się z nią na schodach. Oczywiście musiała mi posłać to głupie spojrzenie. Nie wiem gdzie je wyćwiczyła, ale mam go dosyć. Postanowiłam zrobić sobie najzwyklejsze kanapki, by za bardzo się nie przejeść i zaczęłam wszystko obmyślać w mojej głowie. Minęło dwadzieścia minut, pewnie śpi już jak zabita. Okej, czas zacząć działać. Zeszłam do piwnicy i sięgnęłam znajdujące się w schowku kluczyki. Otworzyłam drzwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia. Znajdowało się tu biuro taty, w którym pracował po godzinach. Sejf był wbudowany naprzeciwko wejścia. Teraz tylko kod. Data ślubu rodziców. ,,Och jakie to urocze" - pomyślałam sarkastycznie przewracając oczami. Drzwiczki się uchyliły. Moje serce zamarło, gdy zobaczyłam przed sobą kilkanaście kupek studolarówek. Z tego co pamiętam w każdym składzie było ich po 40. Cholera, cholera, cholera. Ile ja mam teraz tego wziąć? Zabrałam 8 takich paczek, a mimo to zostało ich jeszcze bardzo dużo. Mam 32000 dolarów. Kurwa, jak to możliwe że oni tyle zarabiają. Oczywiście, oszczędzali bardzo długo, ale to już nie na moją głowę. Może wzięłam ich za dużo? A może za mało? Dołożyłam jeszcze 2 paczki i zamknęłam sejf. Wyszłam z pomieszczenia zamykając je na klucz. Dopiero teraz zorientowałam się co robię. Moje serce waliło jak młotem, a ręce trzęsły się niemiłosiernie. Udało się. Zadzwoniłam po taksówkę i udałam się na górę. Pieniądze schowałam do mojej torby podręcznej, a trochę do portfela. Zeszłam jeszcze szybko do toalety i zamarłam. Moja mama schodziła po schodach na dół. Kurwa, po co ona tam idzie? Poszłam kawałek za nią i moje serce stanęło. Zeszła do piwnicy. Z prędkością światła, albo nawet szybciej wbiegłam na górę, wzięłam walizkę i torebkę, szybko zeszłam na dół otwierając drzwi kluczami. Usłyszałam na dole trzask drzwi, to był taki trzask, że mogę przysiąść iż dom się zatrząsł. Zaraz potem ktoś szybko wbiegał po schodach. W ostatniej chwili udało mi się otworzyć drzwi, wyjść na zewnątrz. Zauważyłam mamę krzyczącą na mnie, bym wróciła, żebym oddała pieniądze, ale udało mi się je zamknąć na klucz. Schowałam klucze pod wycieraczkę, już nie były mi potrzebne. Odetchnęłam z ulgą, słysząc matkę rzucającą obelgami w moją stronę i walącą pięścią w drewno. Moja taksówka właśnie podjechała, więc otworzyłam drzwi i powiedziałam, by kierowca zawiózł mnie na lotnisko. Auto ruszyło. Udało mi się. Udało...

___________________________________________


Jak dla mnie rozdział kompletnie spieprzony, ale no cóż. Na pewno będzie lepiej, gdy Emily przyleci już do Londynu, ale musiałam dać jakąś scenkę w której zabiera pieniądze i ucieka. No więc tak oto powstało.

Pamiętajcie o zakładce informowani :)

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział, podoba mi się twój styl pisania jest prosty i łatwo go zrozumieć. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę weny ;**

    OdpowiedzUsuń