wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 2

Piątka przyjaciół wracała samochodem z imprezy. Kierowca stracił panowanie nad kierownicą, wjeżdżając w drugie auto jadące zna przeciwka. Czarne Audi jest kompletnie zmasakrowane, a w Voyagerze, którym jechała młodzież, wybiło szyby, oderwało maskę i zgniotło dach. U około 19 letniego chłopaka wykryto we krwi narkotyki, co jest dowodem na sprawkę kolizji. Nikomu nie udało się przeżyć. Jeden z nich, Jack Collins, zmarł w szpitalu. Radzimy poważnie uważać na ulicach, by nie stało się coś podobnego. A teraz pogoda [...] 
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Od razu rozpoznałam auto, którym sama przyjechałam na imprezę, prowadziłam je. Moi jedyni przyjaciele, tych, których znam od ładnych paru lat. Kochałam ich jak nikogo innego, mimo że zdarzały się kłótnie o takie błahostki jak ta wczorajsza. Gdyby jednak nie odmówili mi, pewnie zginęłabym razem z nimi. Cholera, jak to się stało? Nie, oni żyją. Oni wciąż żyją. Zanim się obejrzałam moja twarz była cała mokra, schowana między dłońmi. To nie zdarzyło się naprawdę. Nie, nie, nie. Dopiero po godzinie otrząsnęłam się. Wstałam i szybkim krokiem poszłam do mojej sypialni, by z całą siłą walnąć na łóżko i znów zacząć ryczeć jak dziecko. Po paru godzinach usłyszałam otwierane drzwi. Ojciec wrócił. Jedno co mnie zdziwiło to to, że usłyszałam jak wchodzi po schodach. Po pracy zwykle szedł do kuchni coś zjeść. Chwilę potem zapukał do drzwi.
- Czego? - Wysyczałam starając się, by nie słyszał w moim głosie załamania, jednak to okazało się strasznie trudne. Zauważyłam, że drzwi się uchylają, a zza nich głowa taty.
- Nie powiem, że mi przykro. Słuchając radia powiedzieli o wypadku, rozpoznałem twojego znajomego, Jack'a. Wiem, że to dla ciebie trudne, jednak ja sam nie jestem zbyt smutny. Mieli na Ciebie bardzo zły wpływ. - Nie mogłam w to uwierzyć.
- Cieszysz się z czyjejś śmierci?! - Wykrzyknęłam. Co on sobie do cholery myśli? W odpowiedzi wywrócił oczami i wyszedł. Klasycznie nie zamykając drzwi. Już nie miałam siły krzyczeć, wstałam i zamknęłam je. Znów położyłam się na mokrą poduszkę, wypłakałam chyba wszystkie łzy. Nie wiem co teraz będzie, powinnam być tam z nimi, może bym panowała, może nie zginęliby. Wzięłam do ręki telefon. Były tam jeszcze dwie nieodczytane wiadomości, tym razem od Luke'a. Czwartego chłopaka z naszej byłej paczki. Wzdrygnęłam się. Prosili mnie, bym przyjechała. Chcieli żebym przyjechała. Kurwa. Mogli nadal żyć. Oczywiście wszystko spieprzyłam. WSZYSTKO.
Nie chcę tego już dłużej. Spojrzałam na godzinę. Już jest noc? To prawda, mój tata wraca zwykle późno w nocy, ale nie spodziewałam się, że będę siedzieć do tej godziny. Muszę się przespać, to powinno mi pomóc.
      Obudziłam się równo o 11. Leżałam chwilę w łóżku analizując co się wczoraj stało. Moi przyjaciele zginęli. A ja mogłam im pomóc. Taa, gdybym miała jeszcze czym płakać to znów pogrążyłabym się w smutku. Ale tego nie zrobiłam. Kochałam ich, wciąż kocham. Jednak nie dam sobie zepsuć tym życia, oni by tego nie chcieli. Nie chcieliby bym była cały czas smutna z ich powodu. Powoli zwlekłam się z łóżka, standardowo potykając się o kołdrę. Przeklnęłam pod nosem. Udałam się do łazienki załatwić potrzeby i wziąć szybki prysznic. Jak dobrze że dziś niedziela, zero szkoły. Owinęłam się ręcznikiem i wysmarowałam jakimś balsamem, którego zazwyczaj używam po kąpieli. Uczesałam się szybko, postanowiłam że zostawię włosy rozpuszczone. W piżamie zeszłam do kuchni. Siedziała tam matka czytając gazetę. Spojrzała na mnie jak zwykle, tym swoim wzrokiem jakby miała mnie zaraz zabić.
- Też miło Cię widzieć mamusiu. - Powiedziałam sarkastycznie. W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie. Oczywiście, nie umie z siebie wykrztusić głupiego zdania. Czasami mam wrażenie, że się mnie boi.
- Wiem, że się ucieszysz tą wiadomością. Wyjeżdżam. - Gazeta wyleciała jej z rąk. Przejęła się? Albo skacze z radości w duchu.
- Mogę znać powód?
- Bardzo dobrze znasz powód. - Warknęłam w jej stronę, kończąc robić mleko z płatkami. Poszłam do salonu, nie miałam ochoty siedzieć z nią w jednym pomieszczeniu. Po zjedzeniu śniadania odniosłam miskę do zmywarki.
- Nigdzie nie jedziesz. - Powiedziała jakby nigdy nic.
- Słucham? Od kiedy Ty się mną przejmujesz, podejmujesz za mnie decyzje?
- Jestem Twoją matką, nie pozwolę Ci wyjechać w tak młodym wieku.
- Naprawdę? Żebyś się nie zdziwiła.
Udałam się w stronę schowka, gdzie trzymamy różne niepotrzebne rzeczy, lub te które bierzemy na wakacje, w tym walizki. Wzięłam tę największą. Poszłam do swojego pokoju i zaczęłam upychać wszystkie ubrania do niej. O dziwo wszystko się zmieściło, teraz tylko bagaż podręczny. Do jednej z moich największych torebek spakowałam kosmetyczkę, szczotkę i inne mniejsze rzeczy. Byłam gotowa, jednak uświadomiłam sobie pewien bardzo ważny problem. Pieniądze. Od jakiś 3 lat rodzice nie dają mi kieszonkowego, ze względu na moje zachowanie. Przez dobre pięć minut kręciłam się po pokoju wymyślając dobry plan na złapanie pieniędzy na dzisiaj. Moja mama... Ma w naszym sejfie mnóstwo pieniędzy. Ze względu na to, że jestem jej córką znam kod, ponieważ gdyby ona umarła ja to odziedziczam. Bingo, jestem geniuszem. Tylko poczekać aż zaśnie...

1 komentarz:

  1. Opowiadanie zapowiada się świetnie. Podoba mi się jego motyw. Nie mogę się doczekać, aż pojawi się Harry :3 i Louis oczywiście :D bożeee to jest takie .lahajcgsjcsjc o właśnie :D
    Życzę powodzenia w pisaniu bloga, i duuużooo weny :D
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń