wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 7

Przełknęłam głośno ślinę. Rozpoznałam go. Ten głos. Louis...
- Puść mnie. - zaczęłam odpychać jego ręce od mojej talii. Próbowałam udawać twardą, ale bałam się jak cholera. Zdążyłam zauważyć, że nie należy do tych osób, które chcą po prostu porozmawiać.
- A jeśli tego nie zrobię? - wyszeptał mi do ucha i zacieśnił uścisk. - Uderzysz mnie? - zachichotał. Zaczęłam się mu wyrywać, gdy jego ręka zjeżdżał w dół mojego brzucha.
- Co ty tu kurwa robisz? - zapytał z irytacją głos za nim. Harry, dziękuję ci teraz z całego serca, ale i tak cię nienawidzę.
- Zabawiam się z moją Ems. - odwrócił nas w jego stronę, uśmiechał się głupkowato. Przepraszam kolego, ale ciebie chyba nie lubię bardziej.
- Na pewno nie twoją słońce. - przewróciłam oczami i wyrwałam się z uścisku stając pomiędzy... zboczeńcem a idiotą. - Nie wiem co tu kurwa robię, ale nie mam zamiaru tkwić tutaj ani chwili dłużej. - zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Czyjaś ręka złapała mnie za ramię.


- Przepraszam księżniczko, ale nie za bardzo ci na to pozwalam.
- Harry kochanie, nie jestem waszą pieprzoną własnością, nie będziesz mi rozkazywać. - położyłam ręce na biodrach. Nie, nie będą mi mówić co mam robić.
- Mamy trawkę. - Odezwał się głos za Harry'm. Louis patrzył na mnie z podniesionymi brwiami i pewną nadzieją w oczach. Przygryzłam wargę zastanawiając się nad tym. Spojrzałam na chłopaka w kręconych włosach. Uśmiechał się zachęcająco. Westchnęłam głośno. Nie mogę się nie skusić, cholera to jest silniejsze.
- Okej. - powiedziałam cicho, ale zaraz podskoczyłam słysząc klaśniecie Louis'ego w dłonie.
- Świetnie, wchodźcie. - wskazał na przejście do salonu, cały czas się uśmiechając. Harry objął mnie za ramię i popychał lekko w razie gdybym się rozmyśliła. Lou położył cały "sprzęt" na stoliku. Siedziałam pomiędzy nimi. Dlaczego zawsze muszę być w środku?
Po godzinie byłam już tak zjarana, że nie interesowało mnie, iż siedzę w pokoju z dwoma chłopakami których osobiście nie lubię. Śmialiśmy się, przytulaliśmy, płakaliśmy. Wszystkie uczucia gromadzące się w nas, pojawiające się nagle wylatywały na zewnątrz, nie przejmowaliśmy się tym.
- Idę się położyć. - Harry nagle wstał i pocałował mnie w policzek, uderzył Louis'ego w tył głowy po bratersku.
- Odwdzięczę się. - Zagroził mu palcem Lou śmiejąc się. Teraz dotarło do mnie, że zostałam z nim sama w pokoju, przyglądał mi się. Przeszły mnie ciarki gdy oblizał wargi.
- T-też pójdę się już położyć, macie tu jakiś pokój gościnny czy coś? - Podniosłam się ale zaraz zostałam pociągnięta w dół przez jego rękę, w efekcie upadłam na jego klatkę piersiową, dzieliły nas centymetry. Ciężko odetchnął. Na co ja się zgodziłam kurwa.
- Moje łóżko jest wolne. - Uśmiechnął się chytrze.
- Chyba wolałabym spać tu. - Wskazałam na kanapę i lekko odchyliłam się od niego by zachować dystans. Miałam w sobie resztki rozumu, nie dałabym mu się.
- Ta kanapa jest niewygodna, uwierz mi wiem coś o tym. - Wykrzywił twarz na jakieś wspomnienie i znów przybliżył mnie do siebie.
- Wszędzie, byleby jak najdalej od ciebie i twoich łap. - przewróciłam oczami, ale on na mój przypływ odwagi nie zareagował najlepiej.
- Zmień ton głosu księżniczko, bo przestanę być taki miły. - powiedział poważnie.
- Bo co mi zrobisz? Zresztą, co wy macie do tej 'księżniczki'?
- Zachowujesz się tak. - zmarszczył brwi. - a zrobić mogę wiele rzeczy. - wyszeptał mi do ucha na co przeszły mnie ciarki po całym kręgosłupie. Spojrzał mi w oczy, a ja zaczęłam się w nich zatapiać. Ems, ogarnij się! Musisz to przerwać.
- Chcesz tego Emily. Wiem że chcesz. - uniósł jeden kącik ust w górę. Zaczęłam ciężej oddychać, on był tak cholernie seksowny.
- Nie chcę tego Louis, nic o mnie nie wiesz. - wyrwałam się z uścisku i sięgnęłam jego telefon, znalazłam kontakt Harry'ego, napisałam do niego sms z pytaniem o wolny pokój. Po odebraniu wiadomości bez słowa odłożyłam własność Lou na miejsce i udałam się do pokoju, o którym poinformował mnie Hazz. Czułam palący wzrok chłopaka na sobie gdy wychodziłam z pokoju, ale zignorowałam to.
Pokój był bardzo ładny, schludny, przytulny. Nie powinnam tego robić tylko od razu uciekać, ale sama nie wiem gdzie jestem no i nie skończyłoby się to dobrze gdybym po narkotykach wyszła gdzieś na ulicę. Położyłam się do łóżka i próbowałam usnąć, odpocząć ale nie mogłam. Cały czas myślałam o Lou i Harry'm. Co ja tu w ogóle robię? Nie wierzę, że przekonali mnie zwykłą trawką. A no tak, przecież jestem uzależniona i nie umiem się oprzeć. Muszę stąd jak najszybciej zwiać. Ale najpierw sen.
Obudziłam się... sama nie wiem o której, zostawiłam torebkę w domu więc i telefon. Po paru minutach przypomniałam sobie co działo się wczoraj. Zebrałam się w sobie i wstałam lekko chwiejąc się. Poprawiłam przykrótką sukienkę i otworzyłam drzwi. Pewnie wyglądam okropnie. Zeszłam na dół, nie wiedząc gdzie dokładnie jestem poszłam do salonu.
- Halo, jest tu ktoś? -  spytałam trochę głośniej.
- Dzień dobry. - podskoczyłam na zaspany głos Harry'ego stojącego w drzwiach.
- Wystraszyłeś mnie. - uśmiechnęłam się lekko i zmierzyłam go wzrokiem. Miał na sobie szare dresy, był bez koszulki. Nie mogę zaprzeczyć że ich geny są cholernie seksowne.
- Przepraszam. Chcesz śniadanie? - uśmiechał się szeroko.
- Właściwie to chciałabym wrócić do dom... hotelu. - przygryzłam wewnętrzną część policzka. W odpowiedzi usłyszałam głębokie westchnięcie. Zniknął mi z pola widzenia. Poszłam za nim, przynajmniej mam nadzieję że tam poszedł. Trafiłam do pokoju obok, a dokładniej do kuchni. Dojadał kanapkę. Oparłam się o framugę drzwi.
- Cześć seksowny człowieczku. - Louis wyszeptał mi do ucha wchodząc do pomieszczenia. Przewróciłam oczami. - Nie zjesz nic?
- Tak się składa, że wracam do domu. - uśmiechnęłam się zwycięsko. Spojrzał na Harry'ego a ten przytaknął głową wstając. Powiedział mu coś na ucho. Hej, Hazz myślałam że jesteś po mojej stronie! Niebieskooki uśmiechnął się i znacząco spojrzał na mnie, to samo zrobił loczek. Przeczesałam włosy i spuściłam wzrok. Co oni kombinują?
- Poczekaj chwilę, pójdę się ubrać i Cię odwiozę. - mrugnął do mnie. Znów zostałam sama ze zboczeńcem w pokoju. Świetnie.
- To nie nasze ostatnie spotkanie księżniczko. - objął mnie w talii i namiętnie pocałował, nie patrząc na mnie więcej udał się w stronę salonu. Co?



___________________________________________
Przepraszam za długą przerwę, ale po prostu brak weny x.
Przy okazji chciałabym Was zaprosić na moje dopiero co założone tłumaczenie :)
Kolejny rozdział = 10 komentarzy
Muszę was trochę zachęcić, bo nie podoba mi się liczba wyświetleń a komentarzy.

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 6

Czekałem by dostać cios od swojego brata, ale nic takiego się nie zdarzyło. Uchyliłem powiekę i zobaczyłem go stojącego przede mną, szczerzącego się jak idiotę. Uderzyłem go, czy mi się tylko zdawało? Emily miała strach w oczach. Tak cholernie się teraz bała patrząc to na mnie, to na Louis'ego. Czyli go uderzyłem.
- Następnym razem nie będę taki łaskawy. - wysyczał mi do ucha i odsunął mnie by mieć dostęp do Em. Złapałem go za ramię i odwróciłem w moją stronę.
- Sorry stary, ale tym razem to moja dziwka. - powiedziałem tym samym tonem do niego i złapałem dziewczynę w talii, zacząłem wyprowadzać ją z klubu. Wyrywała się lekko, co mnie irytowało. Czy ona może przestać się ruszać?
- Uspokój się, potem Ci wszystko powiem. - Mocniej ścisnąłem swoją rękę na co zapiszczała. Wyszliśmy z klubu i zmiana temperatury uderzyła w nas niemal od razu.
- Możesz mi powiedzieć co to do cholery miało być? - Krzyknęła i uderzyła mnie z całą siłą w policzek.
- Kurwa. - złapałem się za piekące miejsce. - Hej księżniczko, też bym tak dziękował osobie, która przed chwilą uratowała mnie przed, jak sądzę, stratą dziewictwa. - Powiedziałem sarkastycznie po czym obleciałem ją wzrokiem. Była bardzo seksowna, ale niewinna. Nie dałaby się pierwszemu lepszemu kolesiowi, pewnie nie wiedziała co mój brat ma zamiar z nią naprawdę zrobić.
EMILY'S POV
Co on powiedział? Stratą dziewictwa? Co go to interesuje?
- Nie wiem czy powinnam mówić ludziom o moim dziewictwie, zwłaszcza że 30 minut wcześniej widziałam Cię uprawiającego seks z jakąś przypadkową dziewczyną, a teraz dobierasz się do mnie! - Warknęłam mu w twarz. Co on sobie myślał? Ugh, znam go niecałą godzinę, ale już nie lubię.
- To, że Ci pomagam nie znaczy że się do ciebie dobieram! - Kolego, to że ja na ciebie krzyczę nie znaczy że ty również możesz. Nawet nie zorientowałam się kiedy jego ręka zaczęła ciągnąć mnie na tyły budynku. Szliśmy na parking.
- Puść mnie idioto! - zaczęłam wyrywać mu się. Gdy to nie wystarczało krzyknęłam ile miałam sił w płucach, a nie miałam ich dużo, ponieważ było mi cholernie zimno. Sekundę później zostałam przygnieciona do ściany klubu.
- Jeszcze raz, a nie będę taki miły. - Usłyszałam w jego głosie nutkę troskliwości, ale to nie mogło być to. Szłam za nim spokojnie, zaprowadził mnie do czarnego wysokiego samochodu, wpuścił do środka. Rozejrzałam się wokół. Auto jak auto, szara tapicerka, małe białe światełka oświetlały wnętrze. Odwróciłam głowę i już miałam usiąść, gdy przed moją twarzą pojawiła się jego. Dzieliły nas może milimetry. Czułam jego zimny oddech na skórze, a zielone oczy odbijały się w światłach samochodu. Denerwował mnie, ale to nie zmieniało faktu, że był piękny. Po kilku chwilach patrzenia sobie prosto w oczy odsunął się ode mnie i odpalił silnik. Odjechał z piskiem opon. Ocknęłam się parę sekund później, gdy mruknął do mnie bym zapięła pasy. Przejeżdżając obok wejścia do klubu zobaczyliśmy Louis'ego palącego papierosa. Harry zaklnął pod nosem i nacisnął pedał gazu. Siedziałam cicho przez cały czas. Właściwie powinnam się odezwać. Oczywiście, że powinnam się odezwać, w końcu jakiś nieznajomy, mega seksowny facet zabiera mnie... właśnie, dokąd?
- Gdzie jedziemy? - Spytałam odwracając głowę w jego stronę.
- Do mnie. - Odpowiedział wciąż patrząc na drogę. Nie będę jechać do jego domu.
- Zawieź mnie do mojego hotelu. Proszę... - Tak naprawdę bardziej zapytałam, cała moja odwaga zniknęła wraz z tym kiedy wyszliśmy z klubu.
- Hotelu? - pierwszy raz od wyjazdu spojrzał na mnie. - Nie ma mowy, jedziemy do nas.
- Co dziwnego jest w tym, że mieszkam w hotelu? - spojrzałam na niego jak na idiotę. - I jak to do NAS?
- Uhm... - zawahał się i przez dobre dwie minuty nie odzywał. - Louis jest moim bratem. Mieszkamy w jednym domu. - Moje serce zamarło. Czyli będę w domu razem z dwoma zboczeńcami, porywaczami czy jakkolwiek można ich nazwać? Jakoś ta opcja nie przypadła mi do gustu.
- Nigdzie nie idę.
- Za późno słoneczko. - mrugnął do mnie, po 30 minutach zaparkował przy dość dużym domu. Ładnie się prezentował, nie wyglądał na typowo angielski dom, bardziej taki jakie są w Miami.
Harry wypuścił mnie z samochodu i otworzył drzwi do swojego, muszę przyznać, pięknego domu.
- Tu możesz powiesić płaszcz, załóż jakieś buty. A i, - przerwał podchodząc do drzwi oraz zamknął jej na klucz. - nie próbuj uciekać. - mrugnął do mnie. Nawet nie mam zamiaru, nie wiem gdzie jestem, nie znam tego miejsca.
Poszłam za Harrym, nie wiedząc dokładnie co robić. Gdy szukałam go po pokojach poczułam czyjś oddech na mojej szyi i ręce na talii. W pewnym sensie cieszyłam się, że nie jestem już sama, ale za to nie chciałam przebywać w jego towarzystwie. Nie znam go.
- Znalazłem Cię. - zaśmiał się czyjś głos. I na pewno nie należał on do Harry'ego...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 5

Po kolejnym drinku, czułam jak moje policzki robią się różowe, a temperatura automatycznie podnosi. Z godziny na godzinę w klubie przybywało ludzi i wszyscy dobrze się bawili. Tańczyłam oddając się całościowo muzyce. Tak bardzo to kochałam. Cały czas jacyś idioci prosili mnie do "tańca", oczywiście wiecie jakby to wyglądało. Nie, nie jestem tu po to by robić za dziwkę, tylko żeby dobrze się bawić. Jeśli ktoś przypadnie mi do gustu to do niego podejdę. Kręciłam się między barem a parkietem i muszę przyznać że mimo klimatu chyba w Londynie bardziej mi się podoba. Tańcząc tak czułam czyjś wzrok na sobie, zaczęłam rozglądać się dookoła, ale nikogo specjalnego nie zauważyłam. Gdy odwróciłam się z powrotem przed siebie dosłownie podskoczyłam. Stał tam chłopak, muszę przyznać że seksowny chłopak. Miał może 20 lat. Grzywka była na żel podciągnięta w górę. W jego uchu był czarny kolczyk, pod dolną wargą miał percing. Szaro - niebieskie oczy pożądająco patrzyły w moje. Jego usta... to było coś niesamowitego. Nigdy nie widziałam tak... zaróżowionych ust, dosłownie jakby pomalował je jakimś błyszczykiem, ale one były naturalne. Miał na sobie białą koszulkę z nadrukiem, czarne rurki i czarno - czerwone vansy. Uśmiechnął się do mnie widząc jak jadę po nim wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. Cholera, jego uśmiech! Obrócił mnie tyłem do siebie i złapał za talię.
- Nie odmówisz mi, prawda? - Wyszeptał do ucha, tak bym usłyszała. Głos miał taki delikatny, nie pasował do jego wyglądu, a jednak był niesamowity.
- Co jeśli to zrobię? - Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Mi się nie odmawia, słonko, nawet jeśli, to bym Cię nie puścił. - Mrugnął w moją stronę. Hm, pasowało mi to, ale ten koleś z minuty na minutę coraz bardziej mnie przerażał. - Tańcz piękna.
W tym momencie znów oddałam się muzyce. Co jak co, ale w końcu jestem tu by się bawić, a ten chłopak jest naprawdę seksowny. Nic mi się nie stanie, przez jeden taniec. Trzymał mnie blisko siebie, przez co mój tyłek nie odrywał się od jego krocza, to było trochę przeszkadzające. Ale nie przestawałam tańczyć. Gdy piosenka się skończyła chciałam odejść, jednak on wciąż trzymał ręce na mojej talii, rękoma zjeżdżał bardziej w dół i w dół. Tego było ciut za wiele. Ściągnęłam jego dłonie z moich ud i zmierzyłam go wzrokiem odwracając w jego stronę. Zaśmiał się jedynie.
- Powinnaś się przyzwyczajać. - wyszeptał mi do ucha.
- Niezbyt mnie tym przekonujesz. - przechyliłam głowę w lewo i już chciałam odejść, kiedy on złapał mnie za rękę.
- Jestem Louis. - powiedział do mnie poważnym tonem. Gdzie my jesteśmy, na jakimś zebraniu?
- Fajnie wiedzieć, może mam je zapamiętać, bo będę krzyczała to imię całą noc? - Powiedziałam sarkastycznie przewracając oczami.
- Taki tandetny tekst, a tak dobrze opisuje tę sytuację. - Naparł na mnie swoim ciałem i uniósł jeden kącik ust. Wzdrygnęłam się. Co jeśli on mówi prawdę? Tacy zwykle nie żartują. Cholera, Em uciekaj!
- Jasne, wolałabym żebyś mnie teraz puścił.
- Jak masz na imię? - zignorował moją prośbę. Dupek.
- Emily. - Co Ty kurwa robisz dziewczyno? Jak mogłaś powiedzieć mu swoje imię? Może jeszcze podaj nazwisko i adres.
- Piękne. - mruknął mi do ucha. Zaczęłam odpychać go od siebie czując jak bardziej na mnie napiera.
- Daj mi iść do toalety. - Spojrzałam mu w oczy. Puścił mnie. Dobra Ems, masz dwa wyjścia, albo iść do toalety i kompletnie nie zwracać na niego uwagi, albo uciec stąd. Toaleta. Tak, mój mózg wybrał toaletę. Super, dziękuję Ci mój kochany.
Gdy weszłam do łazienki nie zdziwił mnie widok pary uprawiającej seks przy umywalkach, ale no, może trochę prywatności? Załatwiłam się i chciałam umyć ręce, ale zaklinowałam się w kabinie. Oni tam są i uprawiają seks. Nie podejdę tak i nie umyję najzwyczajniej rąk. Co prawda, jest parę kranów, ale mimo wszystko to jednak nie jest zbyt komfortowe. Usłyszałam coraz głośniejsze jęki dziewczyny. Oparłam się o ścianę, wolałam przeczekać aż zrobią "to co mają zrobić" i później wyjdę. Zresztą, jest pewnie wcześnie, a ja nie chcę wychodzić zbyt szybko, do mojego nowo poznanego kolegi Louis'ego. Cisza. Co się z nimi stało, nagle zniknęli? Okej, uchyliłam delikatnie drzwi, dziewczyny już nie było stał tam tylko chłopak. Jaki on wysoki, z moim małym wzrostem wyglądałabym przy nim jak kurdupel, którym, eh, niestety jestem. Za to mogę nosić wysokie szpilki i dobrze przy tym wyglądać! Na jego głowie widniały małe loczki, poprawił grzywkę zaczesując ją do góry. Był... piękny. Mimo, że widziałam go jak uprawiał przed chwilą stosunek, pewnie z jakąś przypadkową dziewczyną i to mnie zniesmaczyło, to jego wygląd powalał. Przeczekałam, aż się ubierze i wyszłam z kabiny. Woah, mogłam poczekać aż wyjdzie. Teraz uzna mnie za jakąś panienkę, która przyglądała się im podczas seksu. Hej, ale to w końcu on robił to w miejscu publicznym! Walczyłam tak z myślami i czułam jego wzrok na sobie gdy podeszłam do umywalki, zaczęłam myć ręce oraz poprawiać lekko rozmyty makijaż.
- Mogłaś się przyłączyć jeśli chciałaś. - usłyszałam jego niski, zachrypnięty głos. Odwróciłam się w jego stronę. Dzielił nas może metr i już wtedy musiałam podnieść głowę w górę, by móc spojrzeć mu w oczy. Jebany wzrost.
- Nie skorzystałabym. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Harry's POV
Tylko ją zobaczyłem i od razu wiedziałem, że jest piękna. Jest cholernie piękna. Kurwa, Styles, zrób coś.
- Jestem Harry. - uśmiechnąłem się do niej. Zawahała się chwilę. Coś ją dręczyło, widać było to w jej oczach.
- Emily. - odwzajemniła uśmiech. Pociągnąłem ją lekko za rękę i wyciągnąłem z toalet. Zacząłem z nią tańczyć, była zadowolona. Dałem jej trochę swobody, chociaż nigdy tego nie robiłem. Staczasz się Styles.
Nagle poczułem na moim ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłem się i zobaczyłem mojego brata. Był wkurwiony, a gdy spojrzał na dziewczynę uśmiechnął się do niej. Widziałem zmieszany wyraz twarzy u Emily.
- Czego? - Warknąłem w jego stronę. Nie jesteśmy tym typem rodzeństwa, które się nienawidzi, ale wie że nie możemy sobie przeszkadzać podczas bycia z dziewczyną.
- Przyszedłem po to, co moje. - uśmiechnął się szyderczo.
- Ona nie jest pieprzoną rzeczą i zresztą, od kiedy "twoja"? - spojrzałem na niego mrużąc oczy. Żadna laska mu się nie stawiała, więc czemu tak bardzo zależy mu na Em?
- A od kiedy Ty przejmujesz się jakąś kolejną dziwką, hm? - Powiedział tak, by dziewczyna nie usłyszała. Właśnie, czemu mi zależy? Nie zdążyłem się zastanowić, bo moja pięść spotkała się z jego twarzą. Panie i panowie - rozpętałem piekło.

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 4

Po pół godzinie byłam już na miejscu, podziękowałam kierowcy i dałam mu pieniądze. To prawda, nie załatwiłam hotelu, ale sztuczny dowód który wszędzie ze sobą nosiłam, właśnie w tej części życia będzie mi się przydawał najbardziej. Weszłam do środka, tłumy nie były zbyt duże jak na zwykły dzień, to pewnie przez godzinę. Ustawiłam się w kolejce i gdy w końcu nadeszła moja pora, powiedziałam imię oraz nazwisko, odebrałam bilet i zapłaciłam. Adrenalina wciąż buzowała po moim ciele. Samolot miał się spóźnić pół godziny, gdy nagle złapał mnie dziwny skurcz w brzuchu. Co jeśli któryś z moich rodziców przyjedzie? Zabierze mnie siłą do domu i nigdy z niego nie wypuści za zabranie pieniędzy? Rozmyślając tak z coraz większym stresem, usłyszałam powiadomienie że mój samolot przyleciał. Poczułam ulgę, wielką ulgę. Po paru minutach byłam już w samolocie. Nieświadomie usnęłam, obudził mnie dźwięk pilota, który poinformował byśmy zapieli pasy. Szybko minęło, wzruszyłam ramionami oraz wyjrzałam przez okno. Woah, ładnie tu, z lotu ptaka wszystko wygląda inaczej.
Gdy wylądowaliśmy spytałam się miłej pani z personelu, czy poleciłaby mi jakiś hotel w centrum. Powiedziała ulicę oraz nazwę, tam pokierowałam taksówkarza. Zapłaciłam i weszłam do środka. Bariera zimna i ciepła złamała się, gdy nagle uderzyła we mnie wysoka temperatura. Lobby było piękne, w kolorach czarnych i białych, a sam kontrast przyprawiał to miejsce o bardziej nowoczesne. Podeszłam do recepcjonisty i zapytałam o wolny pokój. Po paru minutach dostałam kluczyki od pokoju 114, nie musiałam pokazywać dowodu, czy wyglądam już tak staro?
Przekręciłam w drzwiach klucze. Piękno pokoju po zapaleniu światła mnie zabiło. Już wiem, czemu cena była taka wysoka. Znajdowały się tu trzy pokoje, plus kuchnia. Ściany w salonie były białe, na środku stała duża, czarna skórzana kanapa, przed nią czarny stolik z zakrywającym 1/4 biały obrus, a na nim biała lampka. Na ścianie wisiał telewizor, a po obu jego stronach były dwa duże francuskie okna z widokiem na hotelowy basen i kawałek Big Bena. Podłogi miały bardziej szarawy odcień, ale czarny dywan leżący obok kanapy wybielał je bardziej niż były naprawdę. Na ścianie po lewej stronie wisiał spory czarny zegar, a po prawej trzy obrazy. Kuchnia również miała kontrastowe kolory, a na środku stał prostokątny blat, wokół niego poustawiane były czarne krzesła. Łazienka omijając powtarzające się kolory, miała wannę z prysznicem, toaletę, umywalkę i wielkie lustro. Sypialnia posiadała łóżko dwuosobowe przy ścianie, małe biurko obok okna i rozsuwaną szafę. Jako jedyna nie była w kontrastowych kolorach. Miała lekko różowe ściany i białą, delikatną pościel. Biurko było brązowe jak i szafa. Już kocham to miejsce. Ze względu na godzinę przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Spojrzałam ostatni raz na telefon. Ponad 50 nieodebranych połączeń od rodziców. Zablokowałam ich i próbowałam zasnąć. Nadal nie wierzę w to, jak szybko wszystko się dzieje.
Obudziłam się koło 11. Przeciągnęłam i zmrużyłam oczy gdy lekkie słońce uderzyło we mnie. Tu nie ma takiego klimatu jaki jest w Miami. Jest o wiele chłodniej, ale pogoda powinna być znośna. Mmm takie dni to ja lubię. Zero szkoły, zero zrzędzących rodziców, zero obowiązków. Mogłabym wyskoczyć później na jakieś zakupy i imprezę. Tak, impreza dobrze mi zrobi. Po 20 minutach zwlekłam się z łóżka. Poszłam skorzystać z toalety i wzięłam prysznic. Po godzinie byłam gotowa na wyjście. Sięgnęłam po torbę i spakowałam trochę pieniędzy do portfela.
Z zakupów wróciłam około 18, miałam trzy godziny by się naszykować. Znalazłam dobry klub w centrum, może być ciekawie. Założyłam nowo kupioną bordową sukienkę, od pasa w górę była obcisła i z ramiączkami, a jej dół pokrywała koronka i tam była luźniejsza. Jako dodatek wzięłam naszyjnik z czarną zawieszką, bransoletki tego samego koloru i czarne szpilki z czerwonymi podeszwami. Myślałam, by zabrać torebkę, ale będzie mi jedynie przeszkadzać. Umalowałam się całkiem delikatnie, kredka i rzęsy, a usta musnęłam błyszczykiem. Włosy jedynie rozczesałam, zawsze były proste. Wyszłam z pokoju, klucze położyłam na przetrzymanie do recepcji. Zamówiłam taksówkę i po 20 minutach byłam na miejscu. Od razu można było usłyszeć głośną muzykę. Podobało mi się to. Zapłaciłam i weszłam do budynku, przedtem ukazując swój sfałszowany dowód. Powietrze napełniło się alkoholem i potem. Ludzie albo tańczyli tu dość długo, albo wódka robiła swoje. Było tu trochę inaczej niż w Miami. Od razu skierowałam się do baru. Taki klimat jest najlepszy...

__________________________________________
Wiem, że przedłużam spotkanie z chłopcami ale TAK TAK, to już w następnym rozdziale :)
Byłoby miło, gdybyście komentowali, bo jest dużo wejść a mało komentarzy, a to naprawdę bardzo motywuje x.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W PONIEDZIAŁEK.

PRZYPOMINAM O ZAKŁADCE INFORMOWANI

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 3

Co prawda do wieczoru zostało jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam wyjść na świeże powietrze. Starałam się nie myśleć o martwych przyjaciołach. Za każdym razem wywoływało to u mnie płacz. Nie chciałam tego, czułam jakby w moje serce ktoś wbił nóż i zamiast go zaraz wyciągnąć zostawił tam, bym cierpiała jeszcze bardziej. Zeszłam na dół, ze względu na pogodę założyłam czarne trampki za kostkę. Miałam na sobie krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka. Nie mówiłam rodzicom, że wychodzę. Nie interesowało to ich, myśleli że będę szczęśliwa dając mi jakieś głupie zabawki za kilkaset pieniędzy. Na początku mi to pasowało, ale potem stałam się człowiekiem bez uczuć, nie dawali mi miłości, znienawidziłam ich. Poznałam moich przyjaciół i oni pozwolili mi się opanować, mogę powiedzieć, że to oni mnie wychowywali, nie rodzice. Dlatego są dla mnie tak ważni. Jest jeszcze jeden powód dla którego wciągnęłam się w narkotyki. Nikt o tym nie wie, tylko rodzice, nikt spoza naszej trójki. Wiele razy chciałam powiedzieć o tym innym, ale za każdym razem gryzłam się w język. To dziwna sytuacja dla mnie. Szłam tak chodnikiem rozmyślając, co teraz ze mną będzie. Będę musiała złapać najtańszy samolot, by nie wydawać zbyt dużo pieniędzy. Znając siebie w tym momencie szykowałabym się na imprezę, ale nie tym razem. Teraz będę chciała zrobić wszystko by się stąd wydostać. Doszłam do parku i złapałam pierwszą wolną ławkę. Rozejrzałam się dookoła. Dziewczyny jeździły w strojach kąpielowych na wrotkach, co chwila przechodziła jakaś para, lub grupka przyjaciół. Szła też pewna starsza kobieta, której wyrwano torebkę i zaczęto się z niej przedrzeźniać. Nikt nic nie zrobił. Tutaj nie zwracasz uwagi na drugą osobę. Od tego jest policja, nie my. Ja również, siedziałam i patrzyłam. Rozpięli jej torebkę, wyrzucili zawartość i rzucili torebkę parę metrów dalej. Widać, że gówniarze. Jakoś się zebrała i poszła dalej. Hmm, to jest pewne nawiązanie. Cóż, dochodziła 17, mogłabym już wracać.. Mój tata zaraz jedzie do pracy, mam pół godziny od domu, więc go już nie będzie.
   Tak jak przewidziałam w salonie siedziała jedynie mama oglądając jakieś idiotyczne seriale, które tak bardzo uwielbiała. Weszłam po schodach do mojego pokoju, włączyłam laptopa i zaczęłam szukać jakiś tanich lotów na dziś. Musi mi się udać, po prostu musi. Znalazłam coś, nie kosztowało zbyt wiele więc zarezerwowałam to i mogłam zapłacić oraz odebrać bilet na miejscu. Przez ten czas sprawdziłam czy aby na pewno mam wszystko w walizce i wzięłam dość długą kąpiel, by się odprężyć. Ubrałam białe spodnie do kostek i czarną bluzkę z fioletowymi napisami oraz spięłam włosy w kucyka. Jestem gotowa, teraz tylko poczekać aż zaśnie. Była 20.56. Mama zazwyczaj chodzi spać koło 22, więc miałam jeszcze trochę czasu. Naładowałam telefon i laptopa, umalowałam się, by wyglądać jak człowiek no i zeszłam na dół by zrobić sobie kolację, od razu sprawdzając czy moja kochana mamusia jeszcze siedzi na dole. Spotkałam się z nią na schodach. Oczywiście musiała mi posłać to głupie spojrzenie. Nie wiem gdzie je wyćwiczyła, ale mam go dosyć. Postanowiłam zrobić sobie najzwyklejsze kanapki, by za bardzo się nie przejeść i zaczęłam wszystko obmyślać w mojej głowie. Minęło dwadzieścia minut, pewnie śpi już jak zabita. Okej, czas zacząć działać. Zeszłam do piwnicy i sięgnęłam znajdujące się w schowku kluczyki. Otworzyłam drzwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia. Znajdowało się tu biuro taty, w którym pracował po godzinach. Sejf był wbudowany naprzeciwko wejścia. Teraz tylko kod. Data ślubu rodziców. ,,Och jakie to urocze" - pomyślałam sarkastycznie przewracając oczami. Drzwiczki się uchyliły. Moje serce zamarło, gdy zobaczyłam przed sobą kilkanaście kupek studolarówek. Z tego co pamiętam w każdym składzie było ich po 40. Cholera, cholera, cholera. Ile ja mam teraz tego wziąć? Zabrałam 8 takich paczek, a mimo to zostało ich jeszcze bardzo dużo. Mam 32000 dolarów. Kurwa, jak to możliwe że oni tyle zarabiają. Oczywiście, oszczędzali bardzo długo, ale to już nie na moją głowę. Może wzięłam ich za dużo? A może za mało? Dołożyłam jeszcze 2 paczki i zamknęłam sejf. Wyszłam z pomieszczenia zamykając je na klucz. Dopiero teraz zorientowałam się co robię. Moje serce waliło jak młotem, a ręce trzęsły się niemiłosiernie. Udało się. Zadzwoniłam po taksówkę i udałam się na górę. Pieniądze schowałam do mojej torby podręcznej, a trochę do portfela. Zeszłam jeszcze szybko do toalety i zamarłam. Moja mama schodziła po schodach na dół. Kurwa, po co ona tam idzie? Poszłam kawałek za nią i moje serce stanęło. Zeszła do piwnicy. Z prędkością światła, albo nawet szybciej wbiegłam na górę, wzięłam walizkę i torebkę, szybko zeszłam na dół otwierając drzwi kluczami. Usłyszałam na dole trzask drzwi, to był taki trzask, że mogę przysiąść iż dom się zatrząsł. Zaraz potem ktoś szybko wbiegał po schodach. W ostatniej chwili udało mi się otworzyć drzwi, wyjść na zewnątrz. Zauważyłam mamę krzyczącą na mnie, bym wróciła, żebym oddała pieniądze, ale udało mi się je zamknąć na klucz. Schowałam klucze pod wycieraczkę, już nie były mi potrzebne. Odetchnęłam z ulgą, słysząc matkę rzucającą obelgami w moją stronę i walącą pięścią w drewno. Moja taksówka właśnie podjechała, więc otworzyłam drzwi i powiedziałam, by kierowca zawiózł mnie na lotnisko. Auto ruszyło. Udało mi się. Udało...

___________________________________________


Jak dla mnie rozdział kompletnie spieprzony, ale no cóż. Na pewno będzie lepiej, gdy Emily przyleci już do Londynu, ale musiałam dać jakąś scenkę w której zabiera pieniądze i ucieka. No więc tak oto powstało.

Pamiętajcie o zakładce informowani :)

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 2

Piątka przyjaciół wracała samochodem z imprezy. Kierowca stracił panowanie nad kierownicą, wjeżdżając w drugie auto jadące zna przeciwka. Czarne Audi jest kompletnie zmasakrowane, a w Voyagerze, którym jechała młodzież, wybiło szyby, oderwało maskę i zgniotło dach. U około 19 letniego chłopaka wykryto we krwi narkotyki, co jest dowodem na sprawkę kolizji. Nikomu nie udało się przeżyć. Jeden z nich, Jack Collins, zmarł w szpitalu. Radzimy poważnie uważać na ulicach, by nie stało się coś podobnego. A teraz pogoda [...] 
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Od razu rozpoznałam auto, którym sama przyjechałam na imprezę, prowadziłam je. Moi jedyni przyjaciele, tych, których znam od ładnych paru lat. Kochałam ich jak nikogo innego, mimo że zdarzały się kłótnie o takie błahostki jak ta wczorajsza. Gdyby jednak nie odmówili mi, pewnie zginęłabym razem z nimi. Cholera, jak to się stało? Nie, oni żyją. Oni wciąż żyją. Zanim się obejrzałam moja twarz była cała mokra, schowana między dłońmi. To nie zdarzyło się naprawdę. Nie, nie, nie. Dopiero po godzinie otrząsnęłam się. Wstałam i szybkim krokiem poszłam do mojej sypialni, by z całą siłą walnąć na łóżko i znów zacząć ryczeć jak dziecko. Po paru godzinach usłyszałam otwierane drzwi. Ojciec wrócił. Jedno co mnie zdziwiło to to, że usłyszałam jak wchodzi po schodach. Po pracy zwykle szedł do kuchni coś zjeść. Chwilę potem zapukał do drzwi.
- Czego? - Wysyczałam starając się, by nie słyszał w moim głosie załamania, jednak to okazało się strasznie trudne. Zauważyłam, że drzwi się uchylają, a zza nich głowa taty.
- Nie powiem, że mi przykro. Słuchając radia powiedzieli o wypadku, rozpoznałem twojego znajomego, Jack'a. Wiem, że to dla ciebie trudne, jednak ja sam nie jestem zbyt smutny. Mieli na Ciebie bardzo zły wpływ. - Nie mogłam w to uwierzyć.
- Cieszysz się z czyjejś śmierci?! - Wykrzyknęłam. Co on sobie do cholery myśli? W odpowiedzi wywrócił oczami i wyszedł. Klasycznie nie zamykając drzwi. Już nie miałam siły krzyczeć, wstałam i zamknęłam je. Znów położyłam się na mokrą poduszkę, wypłakałam chyba wszystkie łzy. Nie wiem co teraz będzie, powinnam być tam z nimi, może bym panowała, może nie zginęliby. Wzięłam do ręki telefon. Były tam jeszcze dwie nieodczytane wiadomości, tym razem od Luke'a. Czwartego chłopaka z naszej byłej paczki. Wzdrygnęłam się. Prosili mnie, bym przyjechała. Chcieli żebym przyjechała. Kurwa. Mogli nadal żyć. Oczywiście wszystko spieprzyłam. WSZYSTKO.
Nie chcę tego już dłużej. Spojrzałam na godzinę. Już jest noc? To prawda, mój tata wraca zwykle późno w nocy, ale nie spodziewałam się, że będę siedzieć do tej godziny. Muszę się przespać, to powinno mi pomóc.
      Obudziłam się równo o 11. Leżałam chwilę w łóżku analizując co się wczoraj stało. Moi przyjaciele zginęli. A ja mogłam im pomóc. Taa, gdybym miała jeszcze czym płakać to znów pogrążyłabym się w smutku. Ale tego nie zrobiłam. Kochałam ich, wciąż kocham. Jednak nie dam sobie zepsuć tym życia, oni by tego nie chcieli. Nie chcieliby bym była cały czas smutna z ich powodu. Powoli zwlekłam się z łóżka, standardowo potykając się o kołdrę. Przeklnęłam pod nosem. Udałam się do łazienki załatwić potrzeby i wziąć szybki prysznic. Jak dobrze że dziś niedziela, zero szkoły. Owinęłam się ręcznikiem i wysmarowałam jakimś balsamem, którego zazwyczaj używam po kąpieli. Uczesałam się szybko, postanowiłam że zostawię włosy rozpuszczone. W piżamie zeszłam do kuchni. Siedziała tam matka czytając gazetę. Spojrzała na mnie jak zwykle, tym swoim wzrokiem jakby miała mnie zaraz zabić.
- Też miło Cię widzieć mamusiu. - Powiedziałam sarkastycznie. W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie. Oczywiście, nie umie z siebie wykrztusić głupiego zdania. Czasami mam wrażenie, że się mnie boi.
- Wiem, że się ucieszysz tą wiadomością. Wyjeżdżam. - Gazeta wyleciała jej z rąk. Przejęła się? Albo skacze z radości w duchu.
- Mogę znać powód?
- Bardzo dobrze znasz powód. - Warknęłam w jej stronę, kończąc robić mleko z płatkami. Poszłam do salonu, nie miałam ochoty siedzieć z nią w jednym pomieszczeniu. Po zjedzeniu śniadania odniosłam miskę do zmywarki.
- Nigdzie nie jedziesz. - Powiedziała jakby nigdy nic.
- Słucham? Od kiedy Ty się mną przejmujesz, podejmujesz za mnie decyzje?
- Jestem Twoją matką, nie pozwolę Ci wyjechać w tak młodym wieku.
- Naprawdę? Żebyś się nie zdziwiła.
Udałam się w stronę schowka, gdzie trzymamy różne niepotrzebne rzeczy, lub te które bierzemy na wakacje, w tym walizki. Wzięłam tę największą. Poszłam do swojego pokoju i zaczęłam upychać wszystkie ubrania do niej. O dziwo wszystko się zmieściło, teraz tylko bagaż podręczny. Do jednej z moich największych torebek spakowałam kosmetyczkę, szczotkę i inne mniejsze rzeczy. Byłam gotowa, jednak uświadomiłam sobie pewien bardzo ważny problem. Pieniądze. Od jakiś 3 lat rodzice nie dają mi kieszonkowego, ze względu na moje zachowanie. Przez dobre pięć minut kręciłam się po pokoju wymyślając dobry plan na złapanie pieniędzy na dzisiaj. Moja mama... Ma w naszym sejfie mnóstwo pieniędzy. Ze względu na to, że jestem jej córką znam kod, ponieważ gdyby ona umarła ja to odziedziczam. Bingo, jestem geniuszem. Tylko poczekać aż zaśnie...

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 1

Czułam muzykę w sobie. Obębniała mnie od środka. Rytm, który wybijało moje serce pasowało mi najbardziej. Nie czułam już tego gorzkiego smaku alkoholu, który aktualnie dopijałam. Poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę.
- Hej piękna, chodź, pójdziemy złapać świeżego powietrza. - Znajomy głos wyszeptał mi na ucho, tak bym usłyszała. Jack.
- Jeśli według Ciebie świeże powietrze to jakiś mocny towar, zgadzam się. - Entuzjastycznie odpowiedziałam.
Wyprowadził mnie na tyły budynku, gdzie czekała na nas reszta 'grupy'. Składała się ona z czterech chłopaków i dwóch dziewczyn. W tym mnie. Zawsze chodziliśmy na imprezy razem, uwielbialiśmy je, były naszym życiem. Daniel wyciągnął zrobione już skręty, to było jego hobby. Robił je sam, nie chciał powiedzieć skąd ma towar. Ważne, że były dobre.
- Dziś wypróbujemy czegoś innego. - Uśmiechnął się, mogłam zauważyć nawet iskierkę w jego oku. Jak zwykle rozdał wszystkim towar. Wszystkim, tylko nie mi.
- Hej, nie zapomniałeś o kimś? - Wskazałam na siebie palcem.
- Sorki Em. - popatrzył w stronę Dean'a. - Razem stwierdziliśmy, że jesteś za młoda. - Dotknęło mnie. Jak cholera. To prawda byłam od nich, trzy, cztery nawet sześć lat młodsza, ale nigdy nie zwracali uwagi na mój wiek. Byliśmy równi sobie, czemu teraz zaczęli się tym przejmować?
- Nagle to do was dotarło? Człowieku, nie żartuj sobie. - Podniosłam ton głosu i zacisnęłam pięści.
- Hej, słońce, uspokój się. - Odezwał się Jack. On był chyba jedyną osobą, która była dla mnie, hm, najmilsza?
- Jak mam się uspokoić?! Przyszłam tu po coś, a wy nagle mnie olewacie "bo jestem za młoda". - Zacytowałam Daniela. - Wiecie co, jeśli tak ma być cały czas to dziękuję. - Wyszłam nie zważając na jęki typu "oj daj spokój", "Ems, nie bądź taka, no". Miałam dosyć, nienawidziłam tego że jestem tak młoda. Chciałam wrócić do domu, choć wolałam nie słuchać wykładów moich rodziców. Znowu.
Jednak tak czy tak, zepsuli mi humor i już nie miałam ochoty się bawić. Zadzwoniłam po taksówkę, która przyjechała niedługo później. Podałam adres i za pół godziny stałam przed drzwiami wejściowymi. Na szczęście miałam klucze, mama pewnie śpi a tata znowu pracuje na noc. Zresztą, co mnie to interesuje? Weszłam po cichu do domu, nie chcąc by mama mnie usłyszała. Chyba się udało, bo nie słyszałam kroków na górze. Zdjęłam buty i płaszcz, a kluczyki położyłam na małym stoliku w salonie. Przeszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę. Bolały mnie nogi i głowa, ale tak było co parę dni, więc przyzwyczaiłam się. Weszłam po schodach łapiąc równowagę i niepostrzeżenie dostałam się do swojego pokoju. Było w nim czysto, jak zwykle. Mimo tego, że nie jestem zbyt grzeczna, to mam fioła na punkcie sprzątania. Nie mogę mieć syfu w pokoju. Odpuściłam sobie toaletę, nie miałam już siły. Przebrałam się w piżamę i zauważyłam otwarte okno w moim pokoju. Dziwne, myślałam że je zamykałam. Zamknęłam je i położyłam się do łóżka. Sięgnęłam po wibrujący telefon, zauważyłam 15 wiadomości od Jack'a i 4 od Anne, drugiej dziewczyny z grupy. Odczytałam je, wszystkie miały w treści "gdzie jesteś", "wszystko w porządku?" lub "przepraszam za ich zachowanie". Szczerze, gówno mnie to obchodziło więc poszłam spać.
Obudziłam się koło 12 następnego dnia, moja mama jest już w pracy. Położyłam się na kanapie w salonie i włączyłam telewizję. To co zobaczyłam w wiadomościach wstrząsnęło mną i nie mogłam powstrzymać łez. To nie mogło się stać!